fbpx

Skoro jesteś taki mądry…

Dzisiaj skupimy się na ciekawej właściwości i pytaniu, czy wraz z wiedzą powiększamy swoje szanse na szczęście? Czasem przecież mówi się, że lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć albo że osoby głupie czy nieświadome mogą być tylko szczęśliwe, że im więcej wiemy, tym więcej nieszczęścia dostrzegamy, ale i naszych braków i słabości. Tak jakby Ci bardziej rozgarnięci i świadomi członkowie naszeJgo społeczeństwa samą wiedzą odbierali sobie szansę na właśnie szczęście.

Zresztą widzę to też od drugiej strony – tworzę sporo animacji edukacyjnych. Szukamy szczęścia, spełnienia, efektywności, lepszego życia. Wielu z moich widzów, w tym pewnie i Ty część z tych rzeczy, o których mówię, już wie, a po oglądnięciu nie ma jak się wymigać – wiemy to na pewno. A skoro wiemy to, dlaczego albo tego nie stosujemy, albo dalej tkwimy w tym nieszczęśliwym miejscu. Pytanie idzie dalej: Dlaczego poddałeś się w poszukiwaniu miłości, spełnienia i szczęścia?

Dalej przecież fascynują nas romantyczne ckliwe historie o miłości czy poszukiwaniu zawodowego spełnienia i marzeń. W głębi siebie każdy z nas, nieważne jak bardzo by się zapierał, pragnąłby takiego filmowego spełnienia. Tylko ciągle czegoś brakuje. Dlaczego tak się więc dzieje, że pomimo naszej mądrości i wiedzy ciągle nie możemy ruszyć z miejsca? Oto 3 powody, dla których nie możesz ruszyć z miejsca.

1. Cenimy nisko szczęście

Z reguły szczęście nie znajduje się w top 5 naszej listy celów, raczej będzie to awans, zapłacenie regularnie rat, przeczytanie 20 książek w roku, zrobienie czegoś szalonego. To ciekawe spostrzeżenie, które wynika z badania przeprowadzonego przez profesorów Sunaina Chugani i Ashesh Mukherjee na temat tego, co ludzie kojarzą ze szczęściem.

Biorący udział w badaniu zostali poproszeni o wypisanie trzech życzeń, które ich zdaniem dałyby im szczęście. Życzenia jak u dżina w lampie. Rezultaty w postaci pieniędzy, sławy i sukcesu zawodowego nie były zaskoczeniem, natomiast fakt, że wybierali te rzeczy, a nie życzyli sobie, po prostu być szczęśliwym sugerował, że temat szczęścia był niezwykle, dla badanych, abstrakcyjny. I w sumie tak jest – jeśli życzysz sobie kasę, sławę czy sukces zawodowy – możemy sobie to dość łatwo zwizualizować. Z drugiej strony wiemy dobrze, że każda z tych rzeczy może prowadzić zarówno do szczęścia, jak i do życiowej tragedii i w przypadku osób, które nigdy nie doświadczyły dużych pieniędzy, sławy czy sukcesu – ciężko wyrokować, jakie będą ich reakcje. Nagle robi się nam z tego kompletna loteria – gdzie potoczne rozumienie, kłóci się z naszą wiedzą i przeczuciami.

Co więc potrzebujemy w takiej sytuacji zrobić, by wyrwać się z tego kółka banalnego szukania szczęścia? Zacząć je dla samych siebie definiować. W jaki sposób? Załóż dziennik, spisuj rzeczy, które codziennie dają Ci szczęście, każdą drobną rzecz. Może to być interakcja z bliskimi, może drobnostka w pracy, może pomoc w zadaniu domowym dzieci – wszystko, co prowadzi do pozytywnych uczuć. Po niedługim czasie – paru, parunastu dni otrzymasz ciekawy materiał do analizy – jasny obraz tego, co dla Ciebie oznacza szczęście. Już więc nie musisz szukać w banałach – jak pojawi się dżin i da Ci trzy życzenia – Twój dziennik będzie fantastycznym poradnikiem do tego, by wybrać właściwie. Teraz gdy już wiesz jak zidentyfikować czym, dla Ciebie jest szczęście, łatwiej będzie w nie celować.

2. Porównujemy się do innych

Porównywanie się do innych jest prawdziwą plagą, którą strasznie trudno wyrzucić z głowy i wyplenić w otoczeniu. To jeden z największych producentów niskiej samooceny, agresji i frustracji.

Toksyczna Moneta porównywania się do siebie ma dwie strony. Jedną z nich jest poczucie wyższości nad innymi. Robię coś lepiej, mam lepszego partnera, lepsze zarobki, jeżdżę lepszym autem, noszę lepsze ciuchy – takie porównywanie się nie sprawi Ci szczęścia, a wprowadzi do Twojego życia ogrom arogancji i ostatecznie sprowadzi na Ciebie samotność i nieumiejętność uczenia się z doświadczeń innych. Skoro ja jestem lepszy, to nie muszę słuchać doświadczeń innych przegrywów. Na każdym etapie życia możemy wpaść w taką pułapkę czucia się lepszym – np. Prestiżowa praca w dużej korporacji za nieprzeciętną wypłatę może pchnąć Cię do gardzenia tymi gorszymi miejscami pracy, gorszymi wyborami zawodowymi. Wiesz, dobra twoja, ale na Twoją sytuację oprócz z pewnością odpowiednich zdolności złożyło się sporo szczęścia po drodze. Analogicznie Twoi mniej zaradni koledzy mogli doświadczyć więcej nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, którymi nikt się publicznie nie obnosi czy tłumaczy. Specyficzne poczucie wyższości dostrzegam również u młodych rodziców – mam dziecko więc jestem lepszy od bezdzietnych par – to prowadzi do spoglądania z góry na ludzi pozostających w długoletnich związkach bez dzieci. Ostatecznie to poczucie wyższości jest niczym nie uzasadnione, może być wręcz na odwrót – mając dziecko, mogłeś stać się wręcz gorszą czy mniej znośną osobą w towarzystwie, ale Twoja wspaniałość i poświęcenie wszystko przysłoniło. Tak samo będzie z edukacją czy stanem majątkowym. Takie poczucie wyższości zamyka Cię na doświadczenia ludzi gorzej lub obiektywnie patrząc po prostu inaczej usytuowanych w życiu. Przestajesz czerpać z ich doświadczeń – inni niechętnie będą się nimi z Tobą dzielić, jeśli dasz odczuć, że jesteś po prostu lepszy.

Drugą stroną tej toksycznej monety porównywania się jest zaniżone poczucie wartości, które z racji dużej dozy introwertyków oglądających moje animacje może być znacząco nadreprezentowane pośród widzów tej animacji. Umniejszanie sobie w relacji do innych osób, a w szczególności niedocenianie swoich postępów, tylko dlatego, że ktoś jest pięć kroków przed nami to bardzo frustrująca i absorbująca czynność. Zamiast skupić się na danym działaniu np. Rozwojowi własnej działalności, cały czas zerkamy na tych, którzy mają już utrwaloną pozycję i są w zupełnie innym miejscu. Sam tego doświadczam, gdy dostaję korespondencję zaczynającą się w stylu “chciałbym być jak Ty YouTuberem i pomagać innym, ale…” i tu z reguły pada litania wymówek, niemożności, słabości względem tego, co ja robię. No i to jest radykalny błąd – wejdź na mój kanał, na sekcję wideo i ułóż sobie filmy od najstarszego. Zobaczysz, że każdy musiał jakoś zaczynać. Kiepski dźwięk, kiepska jakość scenariusza, śladowe umiejętności narracyjne. Tylko my zawsze porównujemy się do stanu obecnego, co z automatu paraliżuje nasz postęp.

Co zrobić z tym toksycznym nawykiem porównywania się? Jak przestać się unieszczęśliwiać poprzez ciągłe zdobywanie wiedzy na temat tego, kto zrobił co i jak? Zacząć to kompletnie ignorować. Odciąć się od informacji na temat otoczenia. Sam u siebie zastosowałem zasadę, by kompletnie zacząć ignorować ludzi sukcesu, ludzi z mojego otoczenia – nie zastanawiać się nad ich zasięgami, nie wpadać w kompleksy nad jakością ich materiałów tylko systematycznie robić swoje. Nie jest sztuką gonić króliczka i wpadać ciągle we frustrację, sztuką jest, by olać króliczka i zrobić swoje show, na swoich warunkach, w skupieniu i szacunkiem do własnej osobowości i temperamentu. To zaprowadzi Cię do tego dobrego stanu flow, da Ci satysfakcję z wykonywanej czynności. Pomógł mi w tym myśleniu Gary Veyhnerchuck mówiąc wprost “I don’t give a fuck about competition, I don’t event know them and I don’t follow them. I don’t waste time looking on their wokr – I do mine best that I can.”

3. Chęć posiadania wszystkiego pod swoją kontrolą

Posiadanie wszystkiego pod kontrolą to wyznawanie kilku szkodliwych idei, jedną z nich jest przekonanie, że to ja zrobię najlepiej pracę, która jest do zrobienia. I to może być prawda. Prowadząc przez wiele lat działalność wyznawałem bardzo długo ten pogląd nie mogąc odpuścić wielu tematów – ja najlepiej poprowadzę szkolenie, ja najlepiej zrobię grafikę, ja najlepiej poprowadzę konferencję. To powodowało, że brałem na siebie zadania, które wyczerpywały moją kreatywność i nie pozwalały mi się rozwijać. Kręciłem się w kółko wokół zadań, które we własnym mniemaniu wykonywałem najlepiej z dostępnych opcji. Organizacja dużych festiwali wymusiła na mnie zmianę podejścia – musiałem odpuścić wiele różnych aspektów i mówiąc wprost wyluzować. A to oznaczało oddanie odpowiedzialności komuś innemu, tak samo zaufanie, że zrobi to najlepiej jak potrafi. I wiesz co się stało? To się udało. Duże festiwale czy konferencje robione wspólnym wysiłkiem, przy moim ograniczonym wkładzie w zadania, które w moim mniemaniu zrobiłbym najlepiej, okazywały się również sporym sukcesem, a ja byłem najspokojniejszym koordynatorem w całym zespole – zamiast ciągle się stresować, o wszystko, nagle zacząłem czerpać satysfakcję z organizacji, z przebiegu wielowątkowego wydarzenia, na którym wszystko się dopina i domyka. Analogicznie w działalności jeszcze rok temu miałem opory oddawać animacje animatorowi do przygotowania, w końcu to ja miałem najlepszą koncepcję jak to wszystko poukładać i zwizualizować. Minął ponad rok i teraz mogę śmiało powiedzieć, że nie zanimowałbym tych animacji lepiej niż Dawid.

  • Nie jesteśmy w stanie kontrolować czyichś akcji, więc jeśli zaangażujemy się we wspólne przedsięwzięcia, typu odchudzamy się razem, albo razem chodzimy na siłownię sama presja, jaką budzi do zobowiązanie może powodować większą niechęć do jego realizacji i skutkować gorszym rezultatem i zawodem.
  • Potrzeba kontroli nas unieszczęśliwi, bo nie jesteśmy nawet w stanie dobrze kontrolować swojego ciała i odruchów w niektórych momentach, nie mówiąc już o zewnętrznych okolicznościach.

Tknęła mnie jedna myśl bardzo mocno po moim pierwszym i jedynym sporym wypadku samochodowym, którego formalnie byłem sprawcą. Możesz być najlepszym kierowcą pod słońcem, mieć auto opanowane perfekcyjnie, w rewelacyjnym stanie technicznym, ale wystarczy jeden idiota, który zagapi się na lewoskręcie i Cię nie zauważy. I klops, wypadek gotowy. Gdzie jest Twoja kontrola? Leży sobie w rowie i dogorywa właśnie. I kogo będziesz za to obwiniać? No formalnie tego winnego kierowcę, ale czy faktycznie będziesz sobie wyrzucać, że mogłeś zachować się lepiej, że Twoja kontrola jest niedostateczna? To najprostsza droga do nieszczęścia.

Analogicznie jest z potrzebą kontroli u rodziców. Bardzo dużo rodzice poświęcają uwagi kwestiom wychowawczym – potrafią wychować fantastyczne dzieci, mądre, ciekawe świata, no prawdziwe skarby. I co? W wieku 14 czy 15 lat strzelom dziewczynom, do głowy hormony, zapatrzą się na ubranego na czarno depresyjnego fana mrocznej muzyki, który nie stroni od używek i fatalistycznego podejścia do rzeczywistości. Te same świetne i rozsądne dziewczyny w wieku 16 czy 17 lat mogą niczym nie przypominać rewelacyjnych młodych dorosłych, o których tak walczyli rodzice. I co? Rodzice będą się obwiniać, że czegoś nie zrobili? Będą próbowali opanować niemożliwą do opanowania niemal dorosłą osobę? To tragedia potrzeby kontroli w najgorszym wydaniu – co rodzice nie zrobią będzie źle – odpuszczą, to może być jeszcze gorzej, przycisną, będzie walka i rwanie włosów z głowy.

Co można zmienić w tym silnym poczuciu, że wszystko musimy kontrolować?

  • Po pierwsze zastanów się, czy Ty lubisz być kontrolowany? Analogicznie tak samo będzie myślało Twoje dziecko, Twój partner, Twój klient.
  • Po drugie – potrzeba kontroli wynika w dużej mierze z poczucia niepewności i troski o dobrostan – czyli wychodzi z miejsca, które bazowo jest dobre, a przeradza się w przeszkadzanie w osiąganiu dobrostanu. Przestań przeszkadzać innym ludziom w ich dążeniach – jeśli Twój klient chce zrezygnować z Twojej usługi – nie zatrzymuj go na siłę, jeśli Twoje dziecko zdecydowało, że nie idzie na studia i się wyprowadza – życz mu szczęścia i daj mu asekurację w jego wyborze. Twoja intencja może być i dobra, ale to Twoja intencja do poukładania świata w sposób, jaki Ty uważasz za słuszny. To tylko Twój świat – inni mają zupełnie inną optykę – warto wiedzieć, gdzie jest ta granica i jej nie przekraczać.
  • Po trzecie i chyba najważniejsze – poczucie kontroli związane jest też, z tym że chcemy zapanować nad zewnętrznymi okolicznościami, które nas unieszczęśliwiają. Tym samym obwiniamy okoliczności za nasze niepowodzenia, a to prowadzi do nierozwiązywalnego poczucia krzywdy i bycia ofiarą losu. To nie jest szczęśliwe miejsce, to ślepy zaułek, w który nie warto wpadać.

Jak więc widzisz chęć do kontroli wszystkiego, porównywanie się do innych i niedocenianie naszego personalnego szczęścia, to wszystko charakterystyczne objawy osób spostrzegawczych, mądrych, a przynajmniej inteligentnych, które przez niepotrzebne pętle myślowe unieszczęśliwiają się i blokują swoje działania.

Pora to zmienić, zauważyć co jest nie tak i spróbować działać w przeciwnym kierunku.

Podziel się
0
    0
    Koszyk
    Twój koszyk jest pusty