Jak słucham tragicznej historii związku niejednego męża, wkrótce rozwodnika, o jakie to numery mu żona robiła, to myślę sobie, czy on tę kobietę w dyskoncie na promocji znalazł przy kupowaniu Sandaczy była Flądra 50% taniej z dna lodówki? Oczywiście po chwili pojawia się refleksja, czy jego zmysł doboru partnera nie przypominał zmysłu właściciela plantacji kupującego niewolnika – zobaczył, że ma pełne uzębienie, dwie nogi i ręce i można brać. Oczywiście nie bądźmy tutaj specjalnie seksistowscy, babki też potrafią trafić na faceta tak, że długo zachodzić można na głowę, co ona w nim widziała. No, chyba że nic nie widziała, i nic nie myślała.
Dzisiaj popastwię się trochę nad naszą ślepotą doboru partnera. Jak często irracjonalny, głupi albo szkodliwy jest to proces. Gorzej – pewnie mając 30 lat, a w tych okolicach jest połowa publiki kanału Przeciętny Człowiek, możesz sam się podzielić historią jak to facet czy babka, już ex, wywijał Ci historię, jak to ona zakazywała Ci, robiła zazdrosne wybiegi, podejrzewała o zdradę, albo jak to on był agresywnym chamem, wyzywał, nie mógł zapanować nad emocjami, sączył jad. I ok, lubimy o sobie myśleć w superlatywach, stąd właśnie często zadajemy sobie słysząc taką historię.
Skąd tacy partnerzy się biorą?
No przede wszystkim biorą się z opowieści, nie z rzeczywistości. Opowieści przerysowanych, jednostronnych, mających na celu często wzbudzić litość, współczucie albo inne emocje wobec poszkodowanego. Bo ona taka zła, a ja taki cacy. Czasem na przykład taki poszkodowany przez kobietę facet tłumacząc, co się stało weźmie się na trik i powie “To nie tak, że byłem święty, ale ona to…”. Żadne to wytłumaczenie, nauczyłem się słuchając takich historii, nabierać do nich maksymalny dystans. Wiele mówię o psychologii, więc pochylimy się nad potencjalnym wyjaśnieniem, dlaczego czasem wybieramy sobie tak okropnych partnerów, że aż racjonalny głos na głowie się jeży. Zanim jednak psychologia, dwa słowa o kulturze.
Możemy często zwalać winę na trzy rzeczy:
- Społeczną presję
- “Dopasowanie”
- Presję rodzinną
Przejrzyjmy tych trzech podejrzanych:
Społeczna presja może być prawdziwa. Często dobieramy partnerów, którzy są z naszego miasta, osiedla, wioski, pasujących w jakiś sposób do nas. Oczywiście w wieku ułatwionego transportu i łatwości przeprowadzek, ten punkt nie jest może jakoś specjalnie kluczowy, natomiast fakt, że Twoja przyszła żona, czy Twój przyszły mąż będzie akceptowany w Twoim kręgu przyjaciół oraz w Twoim mieście jest ważna. Zresztą to też idzie w drugą stronę, czasem żyjąc w wiosce zabitej dechami, możesz marzyć o rycerzu w sportowym BMW z dużego miasta, który zapewni Ci w cudzysłowie “awans” kulturowy na wyższy poziom życia. Mało to romantyczne, ale wszystkim, którzy zaszufladkowali Cię jako dziewczynę ze wsi oko zbieleje jak BMW zawyje swoimi końmi mechanicznymi pod zagrodą. Trochę tutaj stereotypuję, jednak im bardziej nasze społeczeństwa się liberalizują, tym poszukiwanie społecznej akceptacji jest mniejszym czynnikiem składowym.
To “Dopasowanie”, to nic innego jak – przeczytałeś ostatni numer Wróżki i tam było, że Koziorożce dogadują się z Lwami, ale żrą z Wodnikami, a Panny mają się ku Skorpionom i Strzelcom. Quiz w Internecie podpowiedział Ci, że w moim typie są mężczyźni jak Orlando Bloom i Brad Pitt, a tyle się naczytałaś o nich, że bez problemu wycelujesz w faceta. O, a jak słuchasz Grunge, to oczywiście pasować do Ciebie na pewno będzie dziewczyna pokroju Courtney Love, albo młody Eddie Vedder, piękny, długowłosy. Dopasowanie działa według naiwnego myślenia, że trzeba jakoś być do siebie podobnym, ale i jak puzzel trochę się uzupełnić. To głupi sposób wiązania się, bo w prawdziwym związku charakter i jego niuanse wychodzą często po latach, słabości, lęki, fobie, frustracje, temperament. Guzik z tego znajdziesz w horoskopie, internetowym quizie, aplikacji randkowej czy koleżankach, których ocena potencjalnego partnera będzie niemal równie płytka. Choć jest to faktor często decydujący o związaniu się, jest bardzo, ale to bardzo słaby. Dlatego, gdy ktoś mówi “bo pasujemy do siebie, uzupełniamy się”, to tak naprawdę jakby nic nie powiedział.
Presja rodzinna pozornie odchodzi do lamusa, aranżowane małżeństwa, jeszcze tak modne np. w Indiach u nas prawie nie istnieją, chociaż oczywiście rodzina będzie z pewnością wywierała presję, jeśli młoda dama przyprowadzi wydziaranego buntownika, albo wydziarany buntownik przyprowadzi porządnisię, która będzie go chciała na siłę zmieniać i ratować. Obecnie presja rodzinna w liberalnym wschodzie wyrażana jest w najgorszym wypadku ostracyzmem ze strony rodziny, a wybór partnera z “innej półki” niż oczekiwana wywoła oburzenie i odrzucenie, ale nic więcej. Temat dalej jest aktualny, jak również dość oczywisty. Najczęściej jednak mamy do czynienia z obojętnością rodziny względem wyborów młodych ludzi oraz brakiem jakiejkolwiek edukacji czy kompasu, jakiego partnera najlepiej sobie wybrać, by przeżyć życie bez wielkich wichrów namiętności, zdrady i przemocy.
To są trzy główne racjonalne powody dla których próbujemy wytłumaczyć sobie “Skąd ten chłop się przy mnie wziął, co w nim widziałam” i na odwrót “Jak to się stało, że skończyłem z taką wiedźmą?”. Racjonalne powody, nie oznacza, że prawdziwe. Psychologia ma jednak trochę inne podejście. Ona sprawdza co dzieje się na podświadomym poziomie. A tam to dopiero jest bałagan.
Bo wydaje się nam, że mamy kontrolę nad tym: kto jest dla nas pociągający, z kim chcemy się umówić, z kim chcemy mieć dzieci i założyć rodzinę, z kim chcemy spędzać najwięcej czasu, komu ufamy?
Wydaje się nam, że mamy kontrolę
No właśnie. Wydaje się nam, że mamy kontrolę. I tylko tyle, bo okazuje się, że nasz wybór jest niestety mocno ograniczony przez to, jak nasza psychika pewne wzorce zachowań ludzi, które uważa za przystępne. Taki kulturowy podświadomy filtr nie jest dla nas rzeczą świeżą. To wynik nie pierwszych związków, czy bycia nastolatkiem, to wynik naszego dzieciństwa i tego, jakie wzorce wynieśliśmy z najmłodszych lat.
Czy tego chcemy, czy nie to, w jakim otoczeniu zostaliśmy wychowani jako małe dzieci, w taki sposób widzimy dorosłe relacje, związki i tak postrzegamy ludzi nam najbliższych oraz definiujemy “dom”. Idąc tym tropem, przy takich samych ludziach chcemy stworzyć równie bezpieczną atmosferę. To wpycha nas na pewne tory myślenia, z których ciężko nam odbić. Kluczowym wnioskiem będzie fakt, że nie szukamy partnerów, którzy będą dla nas bezwarunkowo mili, dobrzy, cierpliwi czy kochający. Szukamy partnerów, którzy będą dla nas… przewidywalni. Poczucie kontroli jest jedną z podwalin poczucia bezpieczeństwa, więc w tych patologicznych przypadkach sprawdza się powiedzenie, że lepsze jest znane zło. Zanim jednak omówimy sobie skrajne przypadki, często jest po prostu tak, że nasi rodzice oprócz dążenia nas wartościowym uczuciem miłości sami mieli swoje przywary, nawyki, temperament, sposób załatwiania problemów, radzenia sobie ze stresem, czyli miłość połączona z jakąś wyraźną, negatywną cechą. Teraz taki miks spina się w naszej podświadomości w sposób dość sztywny to znaczy – osoba kochająca i przewidywalna, to osoba z takimi cechami. Idąc tą analogią, osoba bez takich cech nie zapewni mi uczucia miłości, bezpieczeństwa i tego mojego wzorca “domu”
Psychologowie opisują to w taki sposób:
Gdy wybieramy kandydata na partnera, możemy po jednej randce stwierdzić, że ta dziewczyna nie jest sexy, albo ten facet jest nudny, albo, że ktoś inny jest nie w moim typie. To racjonalna odpowiedź. Co jednak naprawdę mówimy, to to, że dana osoba nie da mi tego rodzaju cierpienia, jakie jest potrzebne do mojego rodzaju miłości.
Pamiętaj dalej, że ten artykuł dotyczy wyboru naprawdę niedopasowanych relacji, tych eskalujących w konflikt związków, które na początku tak pięknie rokowały. To powiedzenie o “dostarczaniu rodzaju cierpienia” nie będzie dotyczyło zdrowych relacji opartych na szacunku i miłości. Nadal rozważamy pytanie – dlaczego wybieramy tych fatalnych ludzi na partnerów – idąc tym tropem, odpowiedź często leży w Twoim podświadomym, zaburzonym kompasie doboru osoby.
Analogicznie, jeśli mieliśmy bardzo złe wzorce, negatywne, pełne agresji, przemocy i braku miłości wówczas jasno możemy mówić o zaburzonym dzieciństwie i zaburzonym kompasie doborów partnera. W radykalnych przypadkach u mężczyzn przybiera to formę ryzykownych kontaktów seksualnych, przedmiotowego traktowania partnerek, w przypadku kobiet owocuje to syndromami dwubiegunowymi lub nawet borderline. Wszystko sprowadza się do całkowicie wykrzywionego wzorca jak wygląda bezpieczne miejsce, miłość, do braku poczucia bezpieczeństwa.
Najgorsze jest to, że na dystans widać,
że relacja, która się szykuje, będzie niosła za sobą trudności, agresję, nałogi, złe rzeczy. Ciężko jednak przemówić do osoby, w której wzorzec miłości i “domu” ten toksyczny partner trafił. Prędzej ułoży sobie ona czy on w głowie specjalny sposób postępowania, zestaw reguł, obejść i przemilczeń. Zracjonalizuje sobie, by nie rezygnować z tej relacji, tylko dalej ją ciągnąć. Potrzeba przewidywalności jest silniejsza od racjonalnej analizy, daje poczucie bezpieczeństwa, w myśl znanego zła, lepszego niż braku kontroli. Dopiero po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę, jak bardzo jest to męczące.
W psychoterapii jedną z rzeczy, jaką się realizuje z pacjentami, jest praca z tak zwanym wewnętrznym dzieckiem. Oznacza to analizę tego, jakie obszary Twojej psychiki nie dorastały równomiernie. Możesz mieć kompletnie niezaspokojone potrzeby z dzieciństwa, niezaleczone rany albo wypracowane schematy i automatyzmy w działaniu, które już dawno powinny odejść, ale dalej się w Tobie kotłują nieprzepracowane, niedostrzeżone i często pielęgnowane w poczuciu bycia ofiarą. Takie automatyzmy na życie, one z reguły nigdy nie odejdą, ale w wyniku terapii uczymy się je dostrzegać i unikać złych decyzji, jakie za nimi idą.
Na przykład schemat rozwiązywania konfliktów między Twoimi rodzicami może być dokładnie taki sam.
Jako małe dziecko nauczyłeś się, że problemy rozwiązuje się, krzycząc na drugą osobę, analogicznie podświadomie będziesz oczekiwał, że ktoś, kogo kochasz skrzyczy Cię, gdy pojawią się problemy – to da Ci podświadomy sygnał, że jesteś w “domu”
Nauczyłeś się, że w domu rzeczy załatwia się krótkimi, agresywnymi spięciami, krótkim zapłonem, więc podświadomie w taki sposób będziesz chciał, by Twoje spięcia przechodziły.
- Zobaczyłeś jak mama robi fochy, kilkudniowe ciche dni pełne napięcia i złośliwości. Taki był dom, więc będziesz się czuć swojsko, jak partner coś takiego Ci zaserwuje
- Twoja matka, pokazała, że wiele rzeczy kończy się łzawo, to świetny sposób na rozwiązanie przytłaczających problemów
- Ojciec pokazał Ci, że należy siedzieć cicho i nie okazywać uczuć, bo tak robią tylko mięczaki, więc będziesz chować te uczucia przed parterem lub będziesz tego oczekiwać podświadomie od swojej drugiej połówki.
- Mama nauczyła Cię, by nie dokańczać rozmów, zawieszać problemy nie rozwiązane, wychodzić, przemilczeć, zdusić w sobie jak cierpiąca matka polka. Poszukasz podobnych cech u swojej przyszłej partnerki. A jako kobieta w taki sposób uciekniesz od konfrontacji
Wyobraź sobie, że schodzi się płaczliwa kobieta, słaba, delikatna i facet, któremu ojciec wtłukł do głowy, że emocje są dla ludzi słabych. Poczuli do siebie przyciąganie, bo matka tego faceta często zalewała się łzami przez ojca (tworząc w jego głowie obraz delikatnej, wrażliwej kobiety), a ojciec tej płaczliwej kobiety był zimny i zawsze wycofany (tworząc w jej głowie obraz, że tak powinien zachowywać się facet). Na pierwszy rzut oka idealnie się dobrali – facet z dystansem jak jego ojciec, babka emocjonalna i delikatna jak jej matka. Dopasowani jak puzzle. Gdy jednak dojdzie do trudnej sytuacji, okaże się, że by zapełnić tę kluczową potrzebę, jaką obie strony mają – trzeba dla kobiety czułości, zrozumienia, braku oceniania, delikatności, bliskości, czułych słów, czego ten zimny i wycofany facet nie potrafi dostarczyć, wręcz przeciwnie może czuć niechęć do takiej postawy. Tak samo taki wycofany facet potrzebuje trudnych rozmów, dużej dozy akceptacji, przebijania się przez jego “pancerz” odważnego i śmiałego. Ta delikatna kobieta nie potrafi tego zrobić, więc też nie może go do końca zrozumieć. Po latach będą się ze sobą męczyć, bo będzie to mieszanka pogardy z jego strony i niezrozumienia z jej. Spełnili swój archetypiczny “dom”, ale okazało się, że są dla siebie kompletnie obojętni, a czasem może się to przerodzić w rywalizację, kłótnie i normalną zimną, agresywną relację bez przyszłości.
Korelacja między krzywdami w życiu a tym, jak skonstruowany jest nasz archetyp “domu”, nawet taki pokraczny, z dziurawym dachem, chwiejącymi się ścianami, bez mebli, ale dom. Twój archetyp, który podświadomie będzie Tobą kierował w kierunku znanego zła, aż do tych naprawdę złych partnerów.
Czy jesteśmy w tym uwięzieni?
Trochę tak, przynajmniej na tym pierwotnym poziomie. Psychoterapia i praca z wewnętrznym dzieckiem może pozwolić jednak temu dziecku dorosnąć. Krzyk może przerodzić się w świadomy dystans, gryzienie się w język i propozycję rozmowy. Impulsywny wybuch może przerodzić się w wizytę na siłowni, kilka głębokich oddechów i próbę renegocjacji problemu.
Wiele z tych sytuacji kończy się ostatecznie na kluczowym dla każdej relacji – problemie komunikacji międzyludzkiej. Poruszałem go zarówno w swoim kursie przemawiania, jak i poruszam na każdym możliwym szkoleniu. Dojrzała komunikacja zastępuje często to krzyczące, niezaspokojone, nieukojone wewnętrzne dziecko, które tupie, jest złośliwe, żądające, rozhisteryzowane, pełne egoizmu. Najpierw trzeba je dostrzec, potem zmieniać schemat postępowania, mówić inaczej, zmieniać otoczenie, rozmawiać, zamiast się przedrzeźniać. Jest wiele sposobów, jak w taki sposób związki można wyprowadzić na prostą. Nie trzeba się rozchodzić, trzeba zrozumieć swoje krzywdy i więcej już samych siebie nie krzywdzić. Dlatego też następnym razem jak zobaczysz parę, która odnosi się w stosunku do siebie w paskudny sposób, kiedy doświadczyć konsekwentnego poniżania jednego partnera przez drugiego nie sugeruj żadnemu z nich, że pora się rozstać. Zasugeruj, że może już czas zrozumieć Twoje wewnętrzne dziecko. A może tym tekstem zaciekawisz go do wybrania się do specjalisty, by skonsultować, jakie to cierpienie za młodu przyciągnęło Cię do tej relacji pełnej przemocy.
Mam nadzieję, że dzięki temu artykułowi lepiej rozumiesz, dlaczego czasem wybieramy bardzo gównianych partnerów. Jeśli jesteś w takiej relacji – być może czas na pracę ze sobą indywidualnie i grupowo np. aa terapii dla par. Lepiej późno niż wcale, chyba że temat jest faktycznie nie do odratowania. Wtedy im prędzej zmienisz otoczenie, tym lepiej.